Kocham plażówkę! – rozmowa z Janem Królem, etatowym uczestnikiem cyklu Plaża Open.

Kiedy przyjeżdżasz do Warszawy na siatkarski Puchar Świata, możesz być pewny, że tu go zastaniesz. Więcej: na obiektach Monta Beach Volley Club przebywa niemal cały rok. Czasami nawet tutaj… śpi. Jeśli nie trenuje sam, to szkoli innych. A na World Tourze dba, by nikomu niczego nie brakowało. Jeden z najbardziej charakterystycznych siatkarzy Plaży Open – warszawianin Jan Król.

W.D: Co właściwie robisz tu, na Monta Beach Volley Club? – zagadnąłem Janka między meczami.

J.K: Jak kończę sezon w hali, to rozpoczynam swoje treningi. Poza tym sam też trenuję innych, głównie pracowników różnych firm. Był również czas, kiedy zajmowałem się przygotowywaniem boisk. A teraz, na Pucharze Świata, dbam po prostu, żeby nikomu niczego nie zabrakło.

W.D: No dobrze, a jak łączysz tę pracę z występami w zawodach?

J.K: Treningami zajmuję się głównie we wtorki, środy i czwartki. Po godzinach trenuję sam, a w weekendy gram w swoich turniejach, na przykład na Plaży Open.

W.D: Mówiłeś o halówce. Przypomnij, proszę, gdzie spędziłeś ostatni sezon?

J.K: W klubie Steaua Bukareszt, w rumuńskiej ekstraklasie. To była fajna przygoda, zahaczyliśmy nawet o europejskie puchary. Poziom gry jest nieco wyższy od naszej pierwszej ligi, tylko rozgrywki słabo wypadają pod kątem organizacyjnym. Nasi sędziowie są o niebo lepsi.

W.D: A zainteresowanie kibiców?

J.K: To zależy gdzie. U nas zwykle hala była wypełniona w połowie. Bukareszt to duże miasto, wielkością podobne do Warszawy. A wojskowy klub Steaua jest jednym z trzech, które występują w rumuńskiej elicie.

W.D:Czym jest dla Ciebie plażówka?

J.K:Kocham ten sport, ale… nie jestem w stanie z niego wyżyć. Dlatego jesienią i zimą gram w hali, a latem przenoszę się na piasek.

W.D: Monta jest wspaniale położonym ośrodkiem. W pobliżu płynie Wisła, nieco dalej dumnie stoją Stadion Narodowy, Torwar i stadion Legii. Dużo ludzi trenuje tutaj na co dzień?

J.K: Są tacy, którzy przychodzą tu codziennie, nawet z grupy 50+. Takich fanatyków w Warszawie nie brakuje. Znane nazwiska? Norbert Okuń, Karolina Śmigielska i wielu innych. Latem, od poniedziałku do piątku, po południu zajęte jest każde z dwunastu boisk. Z kolei zimą stawiamy halę i tam montujemy dwa, a nawet trzy boiska. Całą zimę trenowały tu na przykład nasze kadrowiczki: Kinga Legieta i Aneta Kaczmarek.

W.D: Skoro tyle osób uprawia siatkówkę w Warszawie, to dlaczego na World Tourze nie ma kompletu widzów?

J.K: Ci, którzy grają tu na co dzień, przychodzą! Oni nawet biorą wolne w pracy, żeby oglądać mecze. A inni? Taka jest specyfika Warszawy.

W.D: Przejdźmy do Twoich występów na Plaży Open. Pamiętasz swój debiut?

J.K: Nie był zbyt kolorowy. To było dwa lata temu w Gdańsku. W eliminacjach razem z Jankiem Fierlejem trafiliśmy na parę Chiniewicz/Korycki, z którą przegraliśmy 1:2, mimo że w tie-breaku prowadziliśmy 12:9. Rok później w Gdańsku zajęliśmy drugie miejsce, chociaż to już było po serii Plaża Open 2018. Naszymi najlepszymi osiągnięciami były miejsca 7-8 wywalczone w Zamościu i Białymstoku.

W.D: Które z plażowych miejsc najbardziej przypadło Ci do gustu?

J.K: Białystok. Uwielbiam tam być, bo jestem również żeglarzem, a tam nawet z Omegi mogliśmy oglądać mecze. Świetna sprawa. Lubię też Zamość. Tam mieliśmy okazję mieszkać na samym rynku. Fajne przygody…

W.D: Poleciłbyś innym Plażę Open?

J.K: Jak najbardziej! Wartość medialna cyklu jest bardzo duża, co z pewnością pomaga siatkarzom w staraniach o sponsorów. Fajnie, że jest ten cykl, że nie są to przypadkowe turnieje i jest alternatywa dla innych zawodów. To bardzo dobry produkt!

W.D: Powróćmy do Pucharu Świata w Warszawie. Kto jest Twoim faworytem (rozmawialiśmy w czwartek, kiedy turniej główny dopiero się rozpoczynał)?

J.K: Wśród mężczyzn mam nadzieję, że jedna z polskich par zdobędzie medal. Fijałek i Bryl są w świetnej formie, chociaż upał na pewno nie będzie naszym sprzymierzeńcem. Jeśli chodzi o kobiety, to moimi faworytkami są zwyciężczynie z poprzedniego roku, Wilkerson i Barnsley z Kanady. Mam z nimi fajny kontakt. W ogóle dużo tu znajomych z Polski i zagranicy. Na takich imprezach łatwo zauważyć, że świat wcale nie jest taki wielki.

Rozmawiał: Wojtek Dróżdż